piątek, 31 maja 2013

Kolorowe lato na paznokciach - odsłona nr 2


Wczorajszy pochmurny dzień wręcz zmusił mnie do dodania kolorytu swojemu jestestwu. Postanowiłam więc postawić na gratisowy lakier, który w ubiegły czwartek dotarł do mnie w paczuszce z Yves Rocher.

Yves Rocher, Lakier do paznokci Czerwona pomarańcza



Lakier jest maleńki, ma zaledwie 3ml, co może być zarówno wadą, jak i zaletą - pewne jest że uda mi się go wykończyć, zanim coś niefajnego stanie się z jego konsystencją. Kolor jest żywy, ale nie neonowy (takich nie cierpię!), jego pełnia ujawnia się w promieniach słońca, którego na szczęście dziś u mnie nie brakowało :)
Ma malutki pędzelek, wygodnie się rozprowadza, do pełnego krycia wystarczą dwie warstwy. Schnie bardzo szybko, po dość aktywnych 24h nie odnotowałam żadnych odprysków, ani nawet startych końcówek, dzięki czemu mam nadzieję na dość dobrą trwałość.


Myślę, że sprawdzi się świetnie na wakacyjnych wyjazdach - kolor zdecydowanie będzie pasował do gorącej aury, a malutka buteleczka nie będzie zajmować zbyt wiele miejsca w kosmetyczce.
Cena 9,90 jest do przeżycia (choć mogłoby być odrobinę taniej), smuci mnie jednak niezbyt rozbudowana paleta barwna tej serii... Niemniej, jestem zadowolona z takiego gratisu i polecam wielbicielkom wszelkich czerwieni.


Moja ocena: 4/5

PS. Sprawdzę dokładniej trwałość i z pewnością dopiszę coś na ten temat w najbliższych dniach ;)

wtorek, 28 maja 2013

Kolorowe lato na paznokciach - odsłona nr 1


Pierwszy post akcji, więc i.. mój pierwszy i jedyny lakier z Essence (nie licząc brokatowych topperów), na który się skusiłam.

Essence, Vintage District 03 Antique pink


Lakier pochodzi z poprzedniej edycji limitowanej, jednak wciąż da się go gdzieniegdzie znaleźć. Kolor doskonale odpowiada moim preferencjom - kremowy, zgaszony róż z łososiowymi, morelowymi tonami, zupełnie bezdrobinkowy. Wygląda dość elegancko, a zarazem dziewczęco :) 
Nakłada się go dość łatwo, pędzelek jest stosunkowo niewielki, ale wygodny i precyzyjny w użyciu. Na minus muszę mu jednak policzyć wystający włosek (jeden ale zawsze), oraz dziwną skłonność do brudzenia... Lakier użyłam do tej pory dosłownie dwukrotnie, a buteleczka i wnętrze nakrętki są umazane w sposób wręcz niesamowity.


Lakier trzyma się na paznokciach spokojnie 3 dni, po tym czasie pojawiają się pierwsze, niewielkie odpryski. Kryjcie ma bardzo przyjemne (tu widoczne 2 warstwy, ale z jedną grubszą też dałby radę), schnie w tempie niesamowitym, i przy dwukrotnym pociągnięciu paznokci (plus baza) wystarczy kwadrans i możemy znów w miarę normalnie funkcjonować, bez obaw o rozmazanie :) Niestety lubi bąbelkować, gdy nałożymy go zbyt dużo (przy drugim podejściu udało mi się w 99% uniknąć tego efektu).


Ogólnie więc jak najbardziej polecam i stwierdzam, że z pewnością dokonałam dobrej inwestycji łapiąc go w pośpiechu po drodze do kasy w Hebe, zwłaszcza że i cena była zdecydowanie dużą jego zaletą :)
Moja ocena: 4,5/5

poniedziałek, 27 maja 2013

Kolorowe lato na paznokciach :)

Dwa dni temu 45 stopni zaprosiła mnie do pazurkowej akcji Maliny :)
Co prawda, nigdy nie byłam lakieromaniaczką, jednak żal by było nie skorzystać,
bo zapowiada się całkiem ciekawie :)


Czas trwania: od 23.maja do 22. czerwca br., czyli do pierwszego dnia lata!
- zabawa kolorami,
2. Zaproś do akcji co najmniej 5 osób.

Do akcji zapraszam:

http://anianawyspach.blogspot.com
http://nataliawabich.blogspot.com
http://pieknie-zdrowo-kolorowo.blogspot.com
http://kolorowoipachnaco.blogspot.com
http://millionail.blogspot.com/

Celem akcji jest:
- uśmiech każdego dnia, bo kolorowy świat cieszy!
- potwierdzenie hasła "kobieta zmienną jest",
- wybór Twojego letniego hitu.

Zasady akcji:
1. Umieścić zasady akcji w poście na swoim blogu.
3. Umieść powyższy baner w bocznym pasku z linkiem do inicjatorki akcji MALINY i dopisz się do listy obserwatorów jej bloga.
4. W czasie trwania akcji co najmniej w każdy WTOREK i PIĄTEK opublikuj post z wybranym przez Ciebie lakierem do paznokci prezentując go KONIECZNIE na własnych paznokciach. Jeden kolor na jeden post! Łącznie każda z nas opublikuje co najmniej 8 postów z 8 kolorami lakierów do paznokci.
Pierwszy KOLOROWY post umieszczamy we wtorek 28. maja, a ostatni w piątek 21. czerwca.
5. W pierwszy dzień lata, czyli dokładnie 22 czerwca wszyscy zamieścimy post podsumowujący akcję dokonując wyboru koloru lakieru, który tego lata będzie królował na naszych paznokciach.

niedziela, 26 maja 2013

Wszyscy się chwalą zakupami - pochwalę się i ja ;)

I znów przerwa w blogowaniu mi się trafiła, wynikająca z zaginięcia ładowarki do aparatu... Na szczęście otrzymany kilka dni temu telefon stanął na wysokości zadania i pozwolił mi dziś przyjść z nowym postem ;) Chciałabym się pochwalić zdobyczami - z Natury, którą miałam okazję odwiedzić w zeszły weekend podczas wizyty w Krakowie, z Rossmanna, ale też z innych sklepów...

Na początek - produkty z Sensique, do której to marki mój dostęp jest mocno ograniczony.

  • osuszacz do paznokci - produkt, na który się szaleńczo napaliłam, a który po pierwszych próbach mnie zawiódł (8,99 zł);
  • odtłuszczacz do paznokci - przypadkowo wzięty z półki okazał się być strzałem w dziesiątkę (6,99 zł);
  • zmywacz do paznokci - idealny na podróże ze względu na rozmiar (1,99 zł);
  • puder matujący nr 02 - moje "odkrycie miesiąca", świetnie wygląda na mojej twarzy, długo się trzyma, a kosztuje grosze 7,99).

Bonus na zdjęciu - patyczki do odsuwania skórek z Essence (6,99 zł).


Będąc w Krakowie chciałam zakupić zalotkę z M.A.C, która niestety była niedostępna (jak zawsze..). W ramach otarcia łez odwiedziłam naszego Inglota.

  • zalotka - fajna, porządnie zrobiona, z dołączoną zapasową gumką (36 zł);
  • chusteczki matujące (9 zł);


  • cień do powiek AMC Shine nr 128 - czyli piękna, nieco przydymiona śliwka (12 zł).


Z Krakowa, a dokładniej z SuperPharm w Galerii Kazimierz, przyjechały ze mną również:

  • żel do usuwania skórek z Sally Hansen - całkiem słusznie chwalony, niestety dość drogi (24,99 zł);
  • tabletki ze skrzypem.



Jeśli chodzi o promocję -40% w Rossmannie, moje zakupy nie okazały się na szczęście przesadnie duże ;)

  • płyn do demakijazu z Bourjois - mój ulubieniec do oczu (10,19 zł);
  • maskara Lovely - czyli tusz, który kupili chyba wszyscy :D (5,39 zł);
  • korektor w kremie Manhattan - produkt, którego ja na szczęście nie potrzebuję - stosuje go moja mama, a że kiedyś wspomniała, że jej się kończy, to do prezentu na Dzień Matki dołączone zostało kolejne opakowanie (12,59 zł);
  • Lovely Classic Nail Polish nr 73 - prawdziwe czerwone wino, za tę cenę po prostu musiałam go wziąć (3,39 zł).


Skoro w Rossmannie była promocja, to i w Hebe podobną zorganizowano... Na zdjęciu najświeższe zakupy, z soboty, kiedy to wszystkie produkty Max Factor były przecenione o 40% ;)

  • Max Factor, Kohl Pencil 090 Natural Glaze - idealny cielaczek, który na linii wodnej trzyma się długie godziny (14,99 zł);
  • Essence, Vintage District 03 Antique pink - w Hebe jest już co prawda kolejna limitowanka Essence, jednak z VD uchowały się jakieś pojedyncze lakiery. Nie mogłam się więc oprzeć, zwł. że uwielbiam wszelkie łososie, morele i brudne róże na pazurach (5,99 zł).



I na koniec jeszcze drobiazgi z Yves Rocher.

  • podwójne lusterko (9,90 zł);
  • cień w kremie 03 różowa miedź - naprawdę ładny kolor, niestety trwałość nie powala. Cień ten dostałam jako gratis do lusterka (prezent z ulotki na Dzień Matki) za symboliczny 1 gr.



I to chyba na tyle... aż do przyjścia pewnej małej, a pełnej różnych dobroci paczuszki, o której z pewnością wspomnę w kolejnym poście... ;)

czwartek, 16 maja 2013

Bubel na bublu, bublem pogania

Czyli ostatnio nie mam szczęścia do kosmetyków. Dziś pora na kolejne rozczarowanie...

Yves Rocher, BB Krem Idealna cera 6 w 1


Z racji tego, że nigdy nie używałam azjatyckiego BB, nie chcę tu pisać zdań w stylu "nie dorasta do pięt oryginałom". Niemniej stwierdzić muszę, że i bez takiego porównania, ten krem wypada fatalnie. Ale przejdźmy do powodów takiej oceny...

Przed roztarciem śliczności...
Po pierwsze - nie umiem za żadne skarby zaaplikować go na twarz, a biorąc pod uwagę moją już wieloletnią praktykę w "tapetowaniu" :P, śmiem twierdzić, że to wina samego produktu. O ile na policzkach można jakoś go rozprowadzić (pomińmy milczeniem smugi), to pokrycie strefy T graniczy z cudem - wszystko od razu się waży, roluje, niezależnie od stosowanej przeze mnie techniki (z kremem pod, bez kremu, pędzlem, palcami, szybko i pobieżnie, wolno i starannie, wklepywanie, rozcieranie, no u diaska!).
Po rozprowadzeniu - dramat. Tu widać, że zaczyna się ważyć... na ręce :/
Po drugie - ten krem się nie wchłania, mam wrażenie, że na twarzy mam lepka warstewkę, a biorąc pod uwagę jego domniemaną naturalność i lekkość, zdecydowanie nie powinno mieć to miejsca.
Po trzecie - ciemnieje, dając piękny pomarańczowy odcień... W efekcie wstyd mi nawet wyjść z nim na twarzy do sklepu po bułki.  Wisienką na torcie jest tu cena - 49 zł za 50 ml (ja na szczęście dostałam tego bubelka jako prezent do zamówienia, inaczej chyba bym waliła głową w ścianę..).
Z radością postanawiam więc przekazać ten krem koleżance (a nuż u niej się sprawdzi? jakimś cudem...) i nigdy więcej do niego nie wracać.

Moja ocena: 1/5


PS Uświadomiłam sobie, że ma cały jeden plus - nie zapycha, przynajmniej mnie ;)

poniedziałek, 13 maja 2013

I po kwietniu (jak zawsze spóźniony post :P)

1. Książki i filmy.

Chcąc zrobić podsumowanie niczym w poprzednich miesiącach musiałabym wielokrotnie wcisnąć spację i ogólnie spłonąć ze wstydu.
Nie dość, że kwiecień opisuję niemal w połowie maja, to jeszcze przyznaję:
- że nie obejrzałam żadnego filmu;
- że przeczytałam tylko jedną książkę.

Co do tej książki, to fakt faktem była jedna - ale porządna, zarówno jeśli chodzi o grubość, jak i jakość. "Dziedzictwo" Katherine Webb to świetna pozycja dla osób lubiących zagadki, oraz swoiste "powroty do przeszłości". Wraz z główną bohaterką odkrywamy losy jej prababki, oraz wiążące się z nią tajemnice, które wpływają na los klku kolejnych pokoleń. Świetna książka na letnie dni, wręcz idealna jeśli chodzi o leniwe leżenie w słońcu i czytanie... Jestem tego akurat w 100% pewna, gdyż udało mi się wypróbować taką opcję.

2. Podróże.

W tym punkcie muszę napisać, że udało mi się w kwietniu wyjechać na tydzień do zupełnie innego świata, który w kilku kolejnych zdjęciach postaram się pokazać. Dokładniej - odwiedziłam Dohę, stolicę Kataru, czyli jednego z bogatych krajów arabskich, położoną nad samym brzegiem Zatoki Perskiej.


W Dosze spędziłam równy tydzień. Zdziwiona byłam niesamowicie faktem, że zmrok zapada tam bez względu na porę roku o godzinie 18. Pozytywnie zaskoczona zostałam łatwością w komunikacji z miejscowymi (praktycznie wszyscy znali angielski) oraz okropnym przepychem, zestawionym z pustynnymi, piaszczystymi krajobrazami.

Jeśli chodzi o przepych i ewidentne bogactwo katarczyków.. na tym zdjęciu widoczne jest wnętrze centrum handlowego, upozorowanego na  Wenecję, w którym poza iluzjonistycznym malowidłem na suficie, gondolami i widocznym niżej mini kanałem, znaleźć można było mały diabelski młyn oraz lodowisko...


Samo miasto okazało się niezbyt duże, dlatego z łatwością udało mi się zobaczyć główne atrakcje - Muzeum Sztuki Islamskiej, Souq Waqif, Perłę  i kilka innych... ;) Udało mi się także wraz z Lubym pojechać na pustynię - niemal się tam zabiłam przelatując przez quada, ale pomińmy to milczeniem i uznajmy, że jestem świetnym kierowcą ;)

Muzeum Sztuki Islamskiej


I trochę mniej reprezentacyjny fragment miasta, dający pogląd na obszary nieturystyczne.

Bo w Souq Waqif można znaleźć naprawdę wszystko...
Moje ulubione zdjęcie - to nic, że wyglądam jakbym miała welon  ;)
Najciekawszy znak drogowy, jaki kiedykolwiek widziałam :D
Prawie jak w USA ;)

A tu już na pustyni... :)
Jump! :D
I na koniec - żeby nie było tak zupełnie niekosmetycznie - małe zdjęcie dokumentujące proces powstawania tatuażu z henny, który niestety nie przetrwał na zdjęciach..

To już chyba wszystko, tymczasem najwyższa pora powoli uciekać na rowerek stacjonarny - miłego wieczoru! :)

niedziela, 12 maja 2013

Kosmetyczna zdobycz z Pepco ;)

O cudownych kosmetykach za grosze, znalezionych w Pepco, słyszałam nie raz. Uparcie więc przeglądałam w "moim Pepco" koszyczki z kosmetykami, aż wreszcie utrafiłam coś godnego pokazania i będącego zdecydowanym faworytem ostatnich dni.

MUA, eXtreme Metallics, Go Getter


Paletkę wzięłam trochę w ciemno, gdyż nigdy wcześniej nie miałam styku z tą marką. Oczywiście od razu po wyjściu ze sklepu ją rozpakowałam z folii i radośnie postanowiłam otworzyć, coby sprawdzić pigmentację. I tu pojawił się problem. Zamykanie jest koszmarne, przez pierwszych 5 dni musiałam się posiłkować długopisem/ pilniczkiem/ trzonkiem od pędzla by to to otworzyć. Obecnie niby się z lekka wyrobiło, ale dalej nie otwiera się zbyt łatwo. W każdym razie mamy pewność, że przenoszone w torebce pozostanie zamknięte...


Zostawmy jednak kwestię dość felernego opakowania. Same cienie w pierwszym momencie mnie nie zachwyciły. Na szczęście, po zdarciu wierzchniej, nieco suchej warstwy, okazało się, że mam do czynienia z naprawdę fajnym produktem. Cienie dość mocno przypominają mi w swej strukturze i trwałości Sleeka - są dobrze napigmentowane i kremowe, o ładnych, z lekka metalicznych wykończeniach. Na moich powiekach trwają przez długie godziny, raz nawet wytrzymały popołudniową drzemkę ;) Kolorystycznie wydają mi się świetnie dobrane, idealne do dziennego makijażu. Jasny róż (tudzież jasny beż?) świetnie nadaje się do rozświetlenia kącików, miedź pięknie wygląda nałożona na ruchomą powiekę, czekoladowy, ciemny brąz bardzo dobrze spisuje się w zewnętrznych kącikach. Najmniej używam srebra - po prostu do "dzienniaka" jakoś średnio mi on odpowiada. Wszystkie kolory ładnie się ze sobą łączą, jeśli chodzi o osypywanie - uważać trzeba jedynie przy nakładaniu ciemnego brązu, który może delikatnie brudzić.


Ogólnie biorąc pod uwagę szaloną cenę (9,99 zł) i naprawdę satysfakcjonującą jakość - jestem zachwycona i trochę żałuję, że nie złapałam pozostałych wersji kolorystycznych. Zdecydowanie polecam!

Moja ocena: 4,5/5


środa, 8 maja 2013

Gloss Like Gel czyli moje pierwsze pazurki ;)

Nigdy jeszcze nie pisałam notek w stylu NOTD, co wynika z faktu, że od zawsze średnio podobał mi się kształt moich paznokci (zapuszczenie ich graniczy z cudem), ale i z tego, że wszystkie lakiery schodzą z nich w zastraszającym tempie.

Tym razem jednak postanowiłam się przełamać i napisać kilka słów o nowej kolekcji lakierów Lovely, które ujrzałam kilka dni temu w Rossmannie, a które zgodnie z informacją producenta mają zapewnić "efekt lakieru żelowego".

Lovely, Gloss Like Gel 
(Lakier do paznokci o formule imitującej lakier żelowy)


Wśród naprawdę wielu fajnych odcieni wybrałam widoczny na zdjęciu wrzos (nr 128) i błękit (nr 133). Oba kolorki są kremowe, bezdrobinkowe, co dla mnie stanowi naprawdę dużą zaletę. Oba mają świetne krycie - w przypadku błękitu widoczna jest na zdjęciu jedna (!) warstwa, przy fiolecie potrzeba dwóch, ale dość cienkich. Zasychają dość szybko, trzymają się dobrze*, po dwóch dniach póki co nic mi nie odpryskuje (a zdarzało się, że OPI schodziło z moich paznokci płatami po kilku godzinach...), jedynie lekko wytarły się końcówki.


Bardzo podoba mi się opakowanie - kształt buteleczki i ograniczone do minimum pierdołowate naklejki kojarzą mi się z droższymi, dość eleganckimi produktami. Gorzej jest z "wnętrzem" - pędzelek w jednym z lakierów miał z lekka rozczapierzone włosie, co wyglądało źle, ale nie sprawiało problemów przy nakładaniu.


Biorąc pod uwagę śmiesznie niską cenę (5,69 zł / 8 ml) i dużą dostępność - zdecydowanie polecam wypróbować :) Ja z pewnością będę się czaić na kolejne kolorki :)


*nałożyłam je na paznokcie uprzednio pokryte Post Trauma Nail Treatment Z Revlonu, nie używałam żadnego osuszacza, ani utwardzacza :)

poniedziałek, 6 maja 2013

Małe zakupy :)

Miało być podsumowanie wydatków, a wyszły... nowe wydatki :D
Piękna pogoda w dniu wczorajszym zainspirowała mnie do wycieczki do galerii handlowej, w której bezskutecznie przeczesywałam Super-Pharm (chciałam dostać Białą Perłę, ostatecznie zamówiłam ją kilka godzin później w jakiejś aptece internetowej).

Zawiedziona bezowocnymi poszukiwaniami łatwo skusiłam się na nowy preparat do paznokci i zmywacz, a później dodatkowo złamałam się w Inglocie i dałam zwieść błyszczykowi Sleeks Cream nr 101.


Jeśli chodzi o odżywkę to wybór padł na Post Trauma Nail Treatment marki Revlon. Kojarzyłam ten produkt z bloga Aliny, poza tym w internecie znalazłam też inne, dość pozytywne głosy o nim. Zdziwił mnie efekt, który revlonowy specyfik pozostawia na paznokciach i fakt, że częściowo zdaje się w nie wnikać. Zobaczymy jak będzie się nam współpracować na dłuższą metę, niemniej po pierwszych 24h wieszczę nam udany związek :)


W kwestii zmywacza, nie zastanawiając się długo, dość przypadkowo sięgnęłam po Zmywacz do paznokci - gel z olejkiem z zielonej herbaty i witaminą E. Po fakcie odnotowałam, że ten produkt ma dość kiepskie recenzje na wizażu, jednak staram się go przedwcześnie nie przekreślać.


Na błyszczyk z serii Sleeks Cream miałam ochotę od dłuższego czasu, czaiłam się i czaiłam, w końcu wybrałam coś odcieniem pasującego do mojego maczkowego różu. Po pierwszych próbach (ekhm, wy też malujecie się od razu po zakupie? :D) stwierdzam, że trwałość mogłaby być lepsza, ale sam kolor i sposób w jaki podkreśla usta są genialne :)



I to by było na tyle... W sumie planuję jeszcze w tym miesiącu kupić sobie zalotkę z M.A.C, więc raczej wskazane jest od teraz znów zacisnąć pasa (tudzież schować portfel). Miłego wieczoru! ;)

piątek, 3 maja 2013

Denko kwietniowe :)

Nie przedłużając - zapraszam na kolejne, znów całkiem sporawe denko :>



Lirene Dermoprogram, Pielęgnacja Oczyszczająca, Delikatnie złuszczający peeling enzymatyczny - początkowo zachwycił, później przestał oddziaływać na moją skórę, dzięki czemu pół opakowania męczyłam przez ostatnie 6 miesięcy :/ Na pewno do niego nigdy nie wrócę. Więcej tutaj. Moja (obecna) ocena: 2/5


Yves Rocher, Woda do demakijażu twarzy i oczu Pur Bleuet - potworek, na którym się bardzo zawiodłam. Zdecydowanie odradzam. Pisałam o nim tutaj. Moja ocena: 1,5/5


Yves Rocher, Roślinna pielęgnacja włosów, Odżywka odbudowująca - ideał, który zastąpił mi bananową odżywkę z TBS. Świetnie sprawdza się na włosach i z pewnością napiszę o niej niedługo coś więcej. Póki co za rekomendację niech świadczy fakt, że mam dwa opakowania w zapasie :)


Be Beauty, Balsam do stóp intensywnie nawilżający - dość dobry krem dla niewymagających stóp. Przystępna cena, fajny zapach, ale bez fajerwerków, jeśli chodzi o działanie. Moja ocena: 3/5


Wellness & Beauty, Peeling "Algi i minerały morskie" - znany w blogosferze peeling. Dla mnie zdecydowanie zbyt mocny - szczypanie i zaczerwienienia nie są zdecydowanie tym, czego oczekuję od kosmetyku. Duży plus za opakowanie, które z pewnością jakoś spożytkuję :) Moja ocena: 2/5


Babydream, Krem chroniący przed zimnem i wiatrem - świetny produkt za grosze. Pisałam o nim tutaj. Moja ocena: 4,5/5


Yves Rocher, Jardins du Monde, Zielona cytryna z Meksyku, Żel pod prysznic - fajny, bardzo ładnie pachnący produkt. Dość dobrze się pieni, nie wysusza, na minus jednak wydajność oraz zamykanie, na którym można spokojnie połamać wszystkie paznokcie. Moja ocena: 3,5/5


Isana, Krem do ciała z masłem shea i kakao - kolejny znany kosmetyk z Rossmanna. Mi nie podszedł, chociaż nie mogę powiedzieć, że był kiepski. Więcej w recenzji. Moja ocena: 3/5



 Avon Care, Żel 3 w 1 z wyciągiem z aloesu i imbiru - bubelek w 100%. Pisałam o nim tutaj. Moja ocena: 2/5


Rossmann, Lilibe Cosmetics, Płatki kosmetyczne Maxi - duże, pakowane po 40 sztuk płatki zdecydowanie podbiły mój demakijaż. Zdecydowanie wygodniejsze od tych standardowych, z pewnością kupię kolejne. Moja ocena: 4,5/5


The Body Shop, Mango Body Butter - jeden z nielicznych zapachów maseł TBS, który nie podbił mojego serca... O ile mango w masełku do ust jest świetne, tak to do ciała nie powaliło mnie na kolana :/ Nawilżenie i szybkość wchłaniania jak zawsze bardzo na plus. Na minus regularna cena, ja swoje kupiłam w bardzo fajnej promocji - masło do ciała i masełko do ust za 25 zł. Moja ocena: 3,5/5


Lip Smacker, Winter Berries - świetny zapach, fajne opakowanie, niska cena, przyjemna konsystencja, ładny efekt na ustach. Bardzo, bardzo polubiłam się z tym produktem :) Więcej w recenzji. Moja ocena: 5/5


Yves Rocher, Un Matin au Jardin, Róża EDT - przyjemna woda toaletowa, całkiem dobra na wczesną wiosnę. Zapach przypomina różane nadzienie z pączków, niestety przez swoją intensywność może wzmagać migrenę... Utrzymuje się do kilku godzin na ciele, na ubraniach trwa cały dzień. 20ml buteleczka skończyła mi się bardzo szybko, raczej nie skuszę się na kolejną. Moja ocena: 3,5/5


Próbki kremów z Yves Rocher. Żaden z nich mnie nie podrażnił, ale żaden też specjalnie nie zachwycił (zresztą, dwa z nich są dedykowane starszej niż ja klienteli ;)).


Próbki perfum z Yves Rocher. Z tej czwórki bardzo spodobał mi się So Elixir i Evidence... Ten pierwszy zapach już mam, a na drugi powoli się czaję :>


I to by było (wreszcie :D) na tyle. Teraz uciekam do kompilowania postu o wydatkach ostatnich dwóch ostatnich miesięcy. Przyznaję przy tym, że trochę tego podsumowania się boję... 
W każdym razie - miłego wieczoru dziewczyny :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...